Safari - Tsavo East
- Karolina Błażejczyk
- 6 wrz 2024
- 4 minut(y) czytania
Nadszedł dzień Safari.
Wybrałam Park Tsavo East oczywiście Jeepem. Nie dajcie się wsadzić w busa - po pierwsze mniejsza frajda, po drugie bus nie wszędzie przejedzie, po trzecie z jeepa widać lepiej.
Wyjazd z hotelu był bardzo wcześnie rano, około 5:00. Kierujemy się w stronę Mombasy, na ulicach ciemno, słońce zaczyna leniwie wschodzić. Jadę i lekko nie dowierzam, że właśnie spełnie jedno z największych marzeń (wiecie takich, o których nawet głośno nie mówiłam, bo wydawało mi się dośc nierealne do spełenienia). Im bliżej Likoni, tym więcej osób na ulicach. W jeepie wszyscy śpią, tylko nie ja... ja chłonę wszystko dookoła. Wjeżdżamy na prom (jak zwykle chaos, tłum ludzi z Likoni do Mombasy, z Mombasy do Likoni) jedziemy przez Mombasę, aż w końcu znajdujemy się na drodze prowadzącej w kierunku Nairobi. Ulice tutaj, to głównie ciężarówki i jeepy (jadące, wracające z parków narodowych). Przy ulicach stragany, coś sprzedają, coś gotują, coś kupują... chaos jak to w Kenii.
Po drodze mamy w planach wioskę masajską, ale taką wiecie turystyczną (nie dajcie sobie wmowić, że ta wioska przed Tsavo East po lewej stronie to taka prawdziwa). Podobno to taki skansen :), gdzie pokazują jak się to mieszka i żyje Masajom. Już po samym wejściu do wioski, czuję sie dość nieswojo (nie wiem czemu, ale zawsze w takich miejscach, wszyscy chętniej chcą rozmawiać ze mną, niż z pozostałymi osobami z grupy), więc zostaję przyatakowana przez Pana Masaja, serdecznym powitaniem i informacją, że on nam teraz wszystko pokaże. Więc zobaczycie dom w środku, szkołę w której zaśpiewają dla Was dzieci, biżuterię do kupienia, nauczycie się rozpalać po masajsku ogień, a na koniec dla Was zatańczą). Pozwólcie, że nie będę tego komentować. Nie czułam się w tym miejscu najlepiej.
Po wyjściu, spotykamy się na chwilę z Panią Iwoną, która razem z mężem kenijczykiem organizuje wycieczki w Kenii, głównie na safari. Pamiętam jak dzisiaj te nasze rozmowy i zdanie, które zapamiętam do końca życia "to co, wrócicie Państwo jeszcze do Kenii?" a ja wtedy pomyślałam, nieee chyba nie. Nie wracam w te same miejsca. "Bo wiecie Państwo z Kenią to jest tak, albo się ją kocha, albo po prostu się w niej było i było ok". Pożegnaliśmy się i ruszyliśmy dalej w stronę Parku.
Przejeżdżamy przez bramę Parku, ileż ja się naczytałam o tej czerwonej ziemi, o słoniach pokrytych czerwonym pyłem, o akacjach na sawannie... no i co ? i teraz to wszystko zobaczę.
Safari to jest przeżycie nie z tej ziemi, to jest taka energia i adrenalina, że łzy zaczęły mi płynąć po policzkach jeszcze zanim zobaczyłam jakiekolwiek zwierzę. Szybko trafiamy na zebry, lwy, antylopy.... aż w końcu słonie ! Tego nie da się opisać. Ja w dzieciństwie oglądałam namiętnie wszystkie filmy przyrodnicze czytane przez Krystynę Czubównę, a teraz sobie jadę przez sawannę, w jednym z największych parków w Afryce i przede mną stoją słonie, przechadzają się lwy i biegają zebry.
Po pierwszej rundzie, dojeżdżamy do lodgy - mamy taką na wzgórzu, z widokiem na cały park. To dopiero jest magia ! Po lunchu wyjeżdżamy na rundę drugą... zaczyna padać deszcz dość mocno, ale to w niczym nie przeszkadza. Tym razem właściwie jesteśmy sami, mijaliśmy może jednego jeepa. Nawet jeśli nie widać zwierząt, to widoki zapierają dech w piersiach. Po deszczu ziemia jest rudo-czerwona tak bardzo intensywnie... słońce zaczyna zachodzić i trafiamy na wieczorne polowania lwicy i gepardzicy. Do teraz słyszę ich odgłosy. Aż.... na horyzoncie pojawia się ogromne stado słoni z małymi, na tle zachodzącego słońca ! I znowu łzy w oczach... cisza totalna w jeepie.

Po powrocie czeka na nas kolacja w przepięknej restauracji w lodgy, na dworze pada... jest już ciemno, a my delektujemy się pysznym jedzeniem i przeżywamy wspólnie emocje z całego dnia. Wracam do pokoju i wychodzę na balkon - jest ciemno całkowicie, tylko odgłosy natury... siadam i słucham i wciąż nie wierzę, że tutaj jestem.
Następnego dnia, trzeba znowu wstać wcześnie, zjadam śniadanie, wychodzę na balkon i widzę wschód słońca. Wiem, że czekają kolejne cudowne widoki.
Padało całą noc, przez poprzednich kilka długich tygodni nie spadła ani kropla deszczu. Nasz przewodnik mówił, że zwierzęta dosłownie padały z braku wody i sił. Jeszcze wczoraj wszystko było suche, a dzisiaj czerwoną ziemie pokrywają już zielone listki jak dywan ! To się wydarzyło przez jedną noc. Natura jest niesamowita.
Chwilę po wyjeździe trafiamy na stado żyraf, radośnie przechodzących przez drogę, potem mijamy kolejne. Obserwujemy też prawdziwy małpi gaj. Chwilę później przejeżdżamy przez potok i spotkamy stado słoni i antylop. Kierujemy się pomału w stronę wyjazdu z Parku.
W drodze powrotnej dowiadujemy się, że jest ogromny korek na promie w Mombasie i nasz kierowca i przewodnik wybierąją drogę przez wioski w kierunku Shimba Hills, omijając zatłoczoną Mombasę. Po drodze zatrzymujemy się w jednej z wiosek, mamy w jeepach trochę rzeczy (ubrania, słodycze, przybory szkolne). Nasz kierowca wybiera miejsce. Zatrzymujemy się i nagle zbiega się cała okolica. Rzeczy wręczane są kobietą, które potem rozdysponują je pomiędzy dzieci. Ten pisk słyszę do teraz... a biegnące dzieci i kobiety mam przed oczami.
Ruszamy dalej i teraz nadchodzi czas na refleksje ... nie jestem w stanie nic mówić, więc zakładam okulary żeby nie było widać moich łez. To są momenty, które zapamiętuje się do końca życia. To nie była turystyczna wioska, nie przejeżdzają tą drogą turyści i wycieczki... To miejsce, gdzie wodę pitną nosi się w baniakach po kilka kilometrów, to miejsce gdzie domy są z gliny, a je się to, co rośnie i hoduje się na polu dookoła (o ile pada deszcz, aktualnie w Kenii panowała ogromna susza).
Co mnie zaskakuje? Że Kobiety są przepięknie ubrane, w kolorowe chusty. Że wszyscy radośnie nam machają, a dzieci wołają jambo ! Że tak naprawdę te miejsca nie są głęboko w Kenii, tylko kilka kilometrów za główną drogą z Mombasy do Nairobi.
W ciszy obserwuję wszystko, co dzieje się za oknem jeepa, przejeżdżamy niedaleko rezerwatu przez wzgórza Shimba Hills, kierując się w stronę Diani.
Około 15:00 jesteśmy w hotelu. Jestem taka pełna emocji, że pomimo zmęczenia idę na plażę. Po drodze spotykamy znajomych polaków, pytających jak było, co widzieliśmy... ale nie mogę odpowiadać, muszę zebrać myśli, po swojemu... czyli usiąść na brzegu oceanu i pomyśleć...
To były cudowne dwa dni, takie które zostają głęboko w środku...
Karolina
Świetna relacja 🙂 też liczymy na takie emocje, podobne przeżycia do twoich😊
Za dwa tygodnie lecimy do Kenii, też już kupiliśmy wycieczkę na 2 dniowe safari. Jakieś dobre rady na podróż z dziećmi 10 i 12 lat?